Obserwowałam ostatnio na jednej z fejsbukowych grup strrraszną bitwę o to, czym jest, a czym nie jest florystyka i o wyższości florystyki nad bukieciarstwem, a przy okazji dostało się też wszystkiemu, co ogólnie można nazwać “rękodzieło”.
Więc jak to właściwie jest?
Czy florystyka jest bardziej sztuką, a bukieciarstwo nie? Czy można tego słowa użyć w innych branżach?
Tu mała dygresja- otóż zanim zostałam magistrem inżynierem ogrodnikiem 😉 , studiowałam filologię klasyczną, z całkiem niezłym skutkiem. I gdzieś tam na dnie moja filologiczna dusza czasem się budzi i daje upust swoim potrzebom 😉
I jeszcze jedno- jestem dostatecznie stara, żeby pamiętać PRL 😉
Ale ad rem.
Odsłona pierwsza
Kwestia słowa “florystyka” w języku polskim jest nieco zagmatwana, i to na skutek całkiem niedawnych zawirowań. Mniej więcej do końca lat 80 XX w. słowo to określało tylko i wyłącznie jedno: naukę zajmującą się katalogowaniem roślin na danym obszarze. Taka dziedzina blisko botaniki, geografii i fitosocjologii, w szerszym kontekście powiązana z ekologią. Uogólniając, florystyka to jedna z tych wąskich branż, o których nie wiecie, jeśli nie zajmujecie się badaniami naukowymi, co oczywiście nie oznacza, że nie jest interesująca. Sama nazwa pochodzi oczywiście od Flory- rzymskiej bogini kwiatów i łacińskiego słowa flora określającego ogół roślin.
Tak więc rozmaite instytuty naukowe żyły sobie spokojnie i prowadziły swoje florystyczne badania, aż się pojawił rok 1989, cały na biało 😉 Dobrze kojarzycie, wtedy poprzednia rzeczywistość zamieniła się w coś zupełnie nowego i to nowe dla wielu osób było zupełnie, ale to zupełnie nowe: doświadczenie dostępności wielu rzeczy, możliwość łatwego wyjechania za granicę, brak kolejek, nowe kanały telewizyjne, mody, kolory… Kto nie pamięta, może sobie wyobrazić, że w szaroburym PRL-owskim bagienku wybuchła tortowa bomba i nagle wszystko (WSZYSTKO!) było na wyciągnięcie ręki, wręcz obryzgane nowością 😉
Łatwo się domyślić, że tak, jak rynek został zasypany rozmaitymi towarami, język nagle dostał świeżą dostawę słów, które określały zarówno rzeczy nowe, jak i te już znane.
I w tym miejscu wracamy do bukietów.
Sztuka układania kwiatów nie pojawiła się nagle wraz z odwilżą, istniała sobie spokojnie w PRL-u* i nazywała się “bukieciarstwo”. To całkiem dobre słowo do określenia dziedziny: bukieciarstwo zajmuje się przede wszystkim układaniem bukietów, a co to “bukiet”, wiemy wszyscy od mniej więcej XVIII-XIXw., bo wtedy przygarnęliśmy to słowo z francuskiego, z całą modą na pałace, meble i Napoleona. Dla ciekawych: wcześniej bukiet nazywał się “równianka”, a jak ktoś układał bukiety, to był- no właśnie?- kim?
Obok bukieciarstwa istniało też kwiaciarstwo, czyli branża zajmująca się produkcją kwiatów, i- o dziwo- nikomu to słowo nie przeszkadzało i ma się dobrze do dziś.

Zajrzyjmy teraz do kwiaciarni.
Kwiaciarnie w tamtych czasach były zwykle małymi budkami z tym, co produkowały- najczęściej państwowe- gospodarstwa. Asortyment kwiatowy wbrew pozorom nie był taki zły. Produkcja kwiaciarska miała się nieźle, natomiast dodatki często ograniczały się do “sreberka”, czyli paska staniolu do owinięcia łodyg i plastikowych wstążeczek koniecznie zakręconych na nożyczkach 😉
To, co wychodziło z rąk pań w kwiaciarniach, było różne, tak jak i teraz 😉 Tyle że dostępność szkoleń, narzędzi i dodatków była taka sobie, a internetu nie było wcale, więc wpływ naturalnych predyspozycji i pomysłowości zapewne miał większe znaczenie. To nie oznacza, że bukieciarstwo z gruntu było gorsze, po prostu wyrosło w innej rzeczywistości.
No i teraz mamy naszą bombę z nowościami, a co niektórzy ludzie z branży odkrywają, że za naszą zachodnią granicą jest bukieciarska mekka i zaczynają korzystać z dobrodziejstw niemieckiej Floristik.
No właśnie: die Floristik= bukieciarstwo. Tak po prostu.
W ten oto sposób razem z niemieckimi atrakcjami zadomawia się u nas słowo florystyka, mające określać bukieciarstwo. Pojawiają się osoby, które zrobiły dyplomy w zachodnich szkołach, przywożą nowe mody, techniki, i w pewnym sensie te pierwsze “florystki” i “floryści” tworzą branżę na nowo, być może wyróżniając słowem swoją odmienność od tradycyjnych bukieciarek czy kwiaciarek, które nie miały takich możliwości.
A potem?
W 1998 z hobbystycznego miesięcznika “Kwietnik” wypączkowuje czasopismo “Bukiety” skierowane do profesjonalistów, które mocno promuje właśnie “florystykę” i w ten sposób łączy stare i nowe. Jednocześnie pod patronatem “Bukietów” działają kursy… bukieciarskie prowadzone m.in. przez Ewę Skutnik i Grażynę Korzekwę.
W roku 2000 powstaje Szkoła Florystyczna Małgorzaty Niskiej.
Mniej więcej w podobnym czasie (wybaczcie- jak znajdę, podam kiedy dokładnie) na SGGW ruszają studia podyplomowe Florystyka- sztuka układania kwiatów. Właśnie tak- nazwa kierunku została rozszerzona ze względu na protesty naukowców, dla których florystyka była przecież dziedziną botaniki.


Jednak język żyje i sprawia kolejne niespodzianki.
Świat robótek ręcznych również dostaje “kopa” i otwiera zupełnie nowe możliwości. Mogłabym o tym napisać całą księgę 😉 W każdym razie przeszliśmy długą drogę od robótek z konieczności do robótek z pasji, i tu znów pojawia się florystyka, w zupełnie nowym znaczeniu.
W okolicach 2020r niektóre sklepy hobbystyczne zaczynają pod hasłem “florystyka” umieszczać narzędzia i materiały do wykonywania kwiatów z papieru, foamiranu, czy tkanin. Czy to jest właściwy termin? Najwyraźniej dla użytkowników języka polskiego tak, skoro go używają. A język nie jest dany raz na zawsze i lubi się zmieniać, dlatego jest równie pasjonujący, jak kwiaty 😉
A wnioski?
Na koniec dość przewrotnie można powiedzieć, że chociaż florystyka wyparła bukieciarstwo w języku, to teraz znów chętnie wracamy do dawnych technik, a to, co wkroczyło wraz z nową nazwą, czasem okazuje się wcale nie takie wspaniałe. Tak więc czy florystyka to lepsze bukieciarstwo? Kwiatom jest zupełnie wszystko jedno 😉 Dla mnie te dwa słowa to synonimy, równie dobre do używania i niewartościujące. Chyba że ktoś bardzo potrzebuje sobie podnieść swoje ego, ale to temat na zupełnie inne rozważania 😉


*wcześniej oczywiście też, ale o historii florystyki napiszę kiedy indziej 😉